Strona:Juljusz Verne-Dzieci kapitana Granta.djvu/356

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Olbinett pomagał także w robotach, poczem udał się do kuchni, żeby przygotować posiłek, bo wszyscy byli wygłodzeni.
Po obiedzie John jeszcze raz rozważał, czy wszystko zrobiono,jak należy, bo nie trzeba nic zaniedbywac[1], gdy idzie o wydobycie statku z mielizny. Czasem obciążenie bagatelne nie da się rufie wydobyć z piasku. To też John kazał wiele z ładunku wyrzucić w morze, a różne ciężary poznosić na tył okrętu, by pomogły do wyważenia przodu. Nawet baryłki wodą ponapełniane tam zatoczono, żeby zwiększyć ciężar, a więc i siłę wyważającą.
Już północ nadeszła, gdy tych ostatnich prac dokończono. Wszyscy byli niezmiernie strudzeni, co wcale nie było na rękę w chwili, gdy nie byłoby za wiele sił świeżych do spodziewanych czynności. To skłoniło Johna do urządzenia się inaczej.
W tej chwili wiatr zesłabł znacznie, zaledwie kapryśna jaka fala pokazywała się na spokojnej wód powierzchni. Przyglądając się widnokręgowi, John spostrzegł, że ma się na zmianę wiatru z południowo-zachodniego na północno-zachodni. Z układu i koloru obłoków dobry żeglarz pozna takie szczegóły; Wilson i Mulrady potwierdzili zdanie kapitana.
John udzielił swych spostrzeżeń Glenarvanowi i proponował, aby na jutro odłożyć operację ściągnięcia okrętu na wodę.
— Moje powody są następujące — mówił. — Najpierw jesteśmy wszyscy niezmiernie strudzeni pracą całodzienną, a wielkich sił potrzeba do tego, co nas czeka. A potem, jeśli statek spłynie, to jakże nim kierować po nocy pomiędzy temi groźnemi skałami? Toć już lepiej działać przy świetle dziennem. Zresztą jest jeszcze jeden powód do zwłoki; wiatr, jak się zdaje, przyjdzie nam z pomocą, a to rzecz bardzo ważna; będzie popychał kadłub statku w tym samym czasie, kiedy woda go będzie podnosić. Jeśli się nie mylę, to jutro wiatr będzie wiał od północno-zachodu; wzniesiemy żagle na wielkim maszcie, a to nam pomoże do cofnięcia brygu na wodę.
Powody były słuszne, Glenarvan i Paganel, najniecierpliwsi ze wszystkich, sami to przyznali i postanowiono czekać do jutra.
Noc minęła szczęśliwie; swoją drogą zmieniano się dla baczenia na to, co się dzieje, szczególniej z kotwicami.
Z nadejściem dnia sprawdziły się przypuszczenia Johna; — zaczął dąć od północno-zachodu wiatr dosyć mocny i wzmógł siły osady do operacji, której miano dokonać. John rozporządził wszystkimi, gdzie mają stanąć, co mają robić, gdy chwila stanowcza nadejdzie — a przygotowano wszystko w omasztowaniu i ożaglowaniu, co się dało przygotować.

Była już dziewiąta rano; jeszcze więc cztery godziny trzeba było czekać do najwyższego przypływu morza. I tego czasu darmo nie stracono, bo urządzono maszt improwizowany na przodzie okrętu, żeby z jego pomocą tem łatwiej można było się oddalić z tych stron

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – zaniedbywać.