Strona:Juljusz Verne-Dzieci kapitana Granta.djvu/341

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
...wóz wjechal w gęstwinę drzew olbrzymich (str. 263);

— A to smutna ostateczność — wtrącił Paganel — bo brzegi te nie są gościnne; równie na nich niebezpiecznie, jak w ich pobliżu.

— Czy mówisz, panie Paganel, O Maorysach? — zapytał Mangles.
— O nich, mój przyjacielu; wiem, jaka o nich jest opinja na całym oceanie Spokojnym. Nie tacy są oni bojaźliwi i zbydlęceni, jak Australijczycy; plemię to pojętne i krwi chciwe, ludożercy, łakomi na ciało ludzkie. Nie spodziewaj się od nich litości.