Strona:Juljusz Verne-Dzieci kapitana Granta.djvu/327

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dze doskonale utrzymanej. Na przestanki, co dziesięć mil odległe, nie tracili nawet dwu minut. Zdawałoby się, że Glenarvan udzielił im zapału, jaki go pożerał.
Nazajutrz, o wschodzie słońca, głuchy szum zapowiadał bliskość oceanu Spokojnego. Musiano okrążyć zatokę, aby się dostać do wybrzeża pod trzydziestym siódmym równoleżnikiem, w to właśnie miejsce, gdzie Tomasz Austin miał oczekiwać przybycia podróżnych.
Gdy morze się ukazało, wszyscy wzrok wytężyli w przestrzeń, chcąc się przekonać, czy cudem jakim Duncan był tam i pilnował brzegów, jak przed miesiącem niedaleko przylądka Corrientes, na wybrzeżach argentyńskich.
Nie zobaczono nic. Niebo i woda łączyły się na widnokręgu. Ani jeden żagiel nie ożywiał rozległej przestrzeni oceanu.
Jeszcze jedna pozostawała nadzieja. Może Austin zarzucił kotwicę w zatoce Twofold, bo morze było niespokojne, a więc okręt nie mógł się trzymać blisko brzegów tak niebezpiecznych.
— Do Eden! — zawołał lord Glenarvan.
Dyliżans zawrócił w prawo na drogę okrężną, biegnącą wzdłuż brzegów zatoki, i podążył do niewielkiego miasteczka Eden, oddalanego stamtąd o pięć mil.
Pocztyljoni zatrzymali się nieopodal od latarni morskiej, oznaczającej wejście do portu. W przystani stało kilka okrętów,ale na żadnym nie powiewała flaga Malcolmu.
Glenarvan, John Mangles i Paganel wysiedli z powozu, pobiegli na komorę, pytali urzędników i przeglądali spis przybyłych statków z ostatnich kilku dni.
Od tygodnia żaden okręt nie wpłynął do zatoki.
— Czyżby nie wyjechał jeszcze — zawołał Glenarvan, nie chcąc tracić nadziei. — Możeśmy przybyli przed nim?
John Mangles potrząsnął głową. Znał on Tomasza Austina. Jego porucznik nigdyby nie opóźnił spełnienia rozkazu o całe dziesięć dni.
— Chcę wiedzieć coś stanowczego — rzekł Glenarvan — jakakolwiek pewność lepsza jest od wątpliwości.
W kwadrans potem wysłano telegram do syndyka agentów okrętowych w Melbourne, poczem podróżni kazali się zaprowadzić do hotelu Victoria.
O godzinie drugiej wręczono Glenarvanowi depeszę tej treści:
Lord Glenarvan, Eden
Twofold-bay
Duncan 18-go bieżącego miesiąca odpłynął niewiadomo dokąd.
J. Andrew. S. A.
Depesza wypadła z rąk Glenarvanowi.
Wątpliwości nie ulegało, że poczciwy jacht szkocki w rękach łotra Ben Joyce'a — stał się okrętem rozbójniczym!