Strona:Juljusz Verne-Dzieci kapitana Granta.djvu/243

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

rzekł Glenarvan — a ta pewniej niż siła fizyczna prowadzi do dokonania wielkich rzeczy; Szkocja słusznie jest dumna z tego, że mieści go w liczbie swoich dzieci.
— A czy po Stuarcie — spytała się lady Helena — żaden podróżny nie próbował nowych odkryć?
— I owszem, pani — odpowiedział Paganel. — Mówiłem wam często o Leichardzie; odbył on w 1844 roku znakomitą podróż po Australji Północnej. W 1848 przedsięwziął nową wyprawę na północno-wschód. Od siedemnastu lat jeszcze nie wrócił. W roku przeszłym sławny botanik, doktór Müller z Melbourne, zaproponował publiczną składkę na pokrycie kosztów wyprawy. Wyprawę tę prędko urządzono i oddział odważnych „squattersów”, pod dowództwem śmiałego i roztropnego Mac Intyre, 24-go czerwca 1864 roku opuścił pastwiska rzeki Paroo. W tej chwili, gdy do was mówię, musiał już zapuścić się daleko w głąb kraju, odszukując Leichardta. Oby mu się szczęściło, i obyśmy sami wynaleźli drogich nam przyjaciół.

Tak zakończył geograf swoje opowiadanie. Było już późno. Podziękowano Paganelowi i w kilka chwil później wszyscy spali snem spokojnym. Tylko ptak - zegar, ukryty między liśćmi gumowego drzewa, wyśpiewywał regularnie sekundy tej nocy spokojnej.




XXXVIII.

KOLEJ ŻELAZNA Z MELBOURNE DO SANDHURST.


Nie bez obawy spoglądał major na Ayrtona, oddalającego się z obozowiska nad Wimmerą ku stacji Black - Point dla wyszukania kowala. Lecz nie odezwał się ze swemi podejrzeniami do nikogo, mając jednak baczne oko na okolice nadrzeczne. Nic nie mąciło głębokiej ciszy tych pól spokojnych, a po nocy, kilka zaledwie godzin trwającej, słońce na nowo ukazało się na widnokręgu.
Glenarvan przeciwnie, jeżeli się obawiał czego, to chyba tego, aby Ayrton nie powrócił sam jeden. Bez naprawy wóz nie był zdolny do dalszej drogi; podróż mogłaby się opóźnić o dni kilka, a Glenarvan niecierpliwy był na wszelką zwłokę, pragnąc jak najprędzej dojść do celu.
Na szczęście, Ayrton nie napróżno się trudził. Na drugi dzień powrócił o świcie w towarzystwie jakiegoś człowieka, mianującego się kowalem ze stacji Black - Point. Był to tęgi chłop, ogromnej postawy, z fizjognomją pospolitą i zwierzęcą, nieuprzedzającą bynajmniej na jego korzyść. Mniejsza jednak o to, jeśli znał swe rzemiosło. Mówił zresztą bardzo mało, jakby żałując ust na niepotrzebne słowa.
— Czy to jest zdatny rzemieślnik? – spytał John Mangles kwatermistrza.