Strona:Juljusz Verne-Dzieci kapitana Granta.djvu/201

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
Nie upłynęło dwudziestu sekund, a już Duncan znalazł się na wodach znacznie spokojniejszych... (str. 199).

tającej duszą jego, a wzrok usiłował uporczywie przebić chmury nagromadzone na północy.

I w rzeczy samej było się o co trwożyć. Duncan, zepchnięty ze swej drogi, pędził ku wybrzeżu australijskiemu z szybkością niepowstrzymaną. John Mangles instynktem pojmował, że szalony prąd niesie jego statek. Co chwila obawiał się uderzenia o skałę i rozbicia jachtu na drzazgi. Obliczał, że do wybrzeża jest co najmniej jeszcze mil dwanaście. Lecz spotkanie się z ziemią było to samo, co rozbicie,