Strona:Juljusz Verne-Dzieci kapitana Granta.djvu/189

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nie, pani — odpowiedział Paganel — brzeg ten jest pusty i bezludny. Żadna droga komunikacyjna nie łączy go z Melburnem ani Adelajdą i jeśli tu Britannię zapędziła burza, to okręt mógłby być pozbawiony wszelkiej pomocy, tak samo, jakgdyby się rozbił na niegościnnych brzegach Afryki.
— Ależ w takim razie — rzekła Marja Grant — cóżby się stało z moim ojcem od dwu lat?
— Kochana Marjo — odpowiedział Paganel — jesteś przekonana, jak sądzę, że kapitan Grant dostał się na ląd australijski po utracie swego okrętu?
— Tak jest, panie Paganel.
— A więc idzie o to, co się mogło stać z kapitanem Grantem, gdy już był na lądzie? Można tu przypuścić trzy przypadki: albo Harry ze swymi towarzyszami dostał się do kolonij angielskich, albo wpadł w ręce krajowców, albo nareszcie zabłąkał się wśród ogromnych pustyń australijskich. Co do pierwszego przypuszczenia, to stanowczo je odrzucam. Harry Grant nie mógł się dostać do kolonij angielskich, bo znalazłby był pomoc niezawodną i oddawna już byłby przy swych dzieciach w poczciwem swem mieście Dundee.
— Biedny ojciec — szepnęła Marja Grant — od dwu lat z nami rozłączony!
— Pozwól, siostro — przerwał Robert — mówić dalej panu Paganelowi, on nam wyjaśni...
— Niestety, mój chłopcze, wszystko, co mogę przypuszczać, jest chyba to, że kapitan Grant dostał się do niewoli u Australczyków, lub....
— Ależ ci krajowcy — żywo wtrąciła lady Glenarvan — czy nie są czasem?...
— Uspokój się, pani — przerwał Paganel, zgadujący myśl lady Heleny — ci krajowcy są wprawdzie dzikusami nieokrzesanymi, stojącymi na ostatnim szczeblu inteligencji, ale obyczajów łagodnych i nie krwiożerczy, jak ich sąsiedzi z Nowej Zelandji. Jeśli wzięli do niewoli rozbitków z Britanji, to ręczę, że nigdy życiu ich nie zagrażali. Wszyscy podróżnicy zgadzają się na to, że Australijczycy mają wstręt do rozlewu krwi, a nawet nieraz świadczą, że znajdowali w nich wiernych sprzymierzeńców przeciwko bandom skazańców, zbiegłych z miejsca zesłania.
— Słyszysz, co mówi pan Paganel? — rzekła lady Helena, zwracając się do Marji Grant. — Jeśli twój ojciec znajduje się w ręku krajowców, co przynajmniej dokument potwierdzać się zdaje, odszukamy go i...
— A jeśli się zabłąkał w tym ogromnym kraju? — spytało dziewczę, patrząc badawczo w twarz Paganela.
— To i tak — zawołał geograf z zupełnem przekonaniem — znajdziemy go, nieprawdaż, moi przyjaciele?