Strona:Juljusz Verne-Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi (1897).djvu/551

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kanałem Kaletańskim ku morzom północnym, a zawsze z równie gwałtownym pośpiechem.
Zaledwie można było dostrzedz w przelocie, długonose żarłacze, młoty, psy morskie z tego gatunku, z których skóry wyrabiają się futeraliki; wielkie orły morskie, tłumy hippokampów czyli koników morskich, podobnych z kształtu do koników szachowych; węgorzy wijących się jak ogniste pręty w ogniach sztucznych, całe armije krabów płynących z założonemi na pancerz kleszczami, nakoniec gromady delfinów, płynących szybko jakby Nautilusa chciały prześcignąć. Zaledwie to wszystko można było dostrzedz; ale ani myśleć o przypatrywaniu się, o klasyfikowaniu.
Do wieczora, jużeśmy przelecieli dwieście mil Atlantyku. Mrok zapadał, i morze zatonęło w ciemności którą dopiero miał rozjaśnić księżyc. Powróciłem znów do mego pokoiku i położyłem się, ale zasnąć nie mogłem; a com się zdrzemnął, to zaraz mi się marzyło o owej strasznej scenie.
Od tego dnia okropnego lecieliśmy ciągle, Bóg wie przez jakie okolice, a zawsze w mgłach podbiegunowych. Być może ze Nautilus zawitał w stronę Szpicbergu lub Nowej Ziemi; że przebiegał mało znane okolice morza Białego, i mniej jeszcze znane wybrzeża na północy Azyi, naprzykład zatokę Oby, archipelag Larrowa. Nie wiem, bo już nie obliczałem upływającego czasu. Pozatrzymywano zegary na statku. Zdawało się że już noc i dzień nie następują po sobie jak to bywa istotnie w podbiegunowych okolicach.
Różne legendy dotyczące stron podbiegunowych, fantastyczniejsze jedne jak drugie, przebiegły po mo-