Strona:Juljusz Verne-Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi (1897).djvu/547

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

O 5-tej, loch, narzędzie mierzące szybkość biegu, wskazywało że Nautilus zwolnił swój pośpiech. Widocznie pozwalał okrętowi zbliżyć się do siebie; zresztą i huk strzałów coraz wydatniej słyszeć się dawał. Kule orały otaczającą nasz statek wodę, wciskając się w nią z dziwnem jakiemś świstaniem!
— Moi przyjaciele — rzekłem — nadeszła chwila działania; uściśnijmy sobie ręce i oddajmy się boskiej opiece.
Ned-Land był zdecydowany, Conseil spokojny, ja zaś byłem wzruszony nerwowo, zdolny zaledwie panować nad sobą.
Przeszliśmy do biblijoteki. W chwili gdym otwierał drzwi prowadzące ku głównym schodom, usłyszałem że wyjście na zewnątrz zamykano nagle. Kanadyjczyk rzucił się ku schodom, alem go zatrzymał. Dobrze znany nam odgłos dał się słyszeć; to woda wchodziła w rezerwoary statku. To też za kilka chwil Nautilus zagłębił się na kilka metrów pod powierzchnię morza.
Zapóźno zatem było już brać się do tego cośmy zamierzali. Nautilus nie myślał uderzyć na okręt na powierzchni, bo tam był okręt ten okryty nieprzebitym pancerzem; chciał uderzyć na niego pod powierzchnią wody, bo tam skorupa żelazna nie osłania już ścian okrętu.
Zostaliśmy więc znów więźniami, przymuszonymi świadkami okropnego dramatu, który miał się odbyć niezadługo. Wreszcie, zaledwie mieliśmy czas do rozważenia okoliczności; zebrani w moim pokoiku, patrzyliśmy tylko jeden na drugiego. Oburzenie ogarnęło mój umysł, myśl przestała działać w mej głowie. Byłem