Strona:Juljusz Verne-Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi (1897).djvu/542

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

I zaczął chustka machać w powietrzu. Ale ledwie zaczął, gdy go przygniotła żelazna jakaś ręka, i Kanadyjczyk mimo swej ogromnej siły upadł na pomost.
— Nędzniku! — zawołał kapitan — chcesz żebym cię nadział na ostrogę Nautilusa, wprzód nim ją wtem okręt zapuszczę?
Strach było słuchać głosu kapitana, straszniej jeszcze patrzeć na niego! Blady był, bo cała krew zbiegła mu do serca, którego bicie chyba musiało ustać na chwilę. Źrenice naprężyły mu się okropnie; już nie mówił ale ryczał. Podawszy ciało naprzód, dławił ręką ramię Kanadyjczyka. Puścił go nakoniec i zwracając się do okrętu wojennego, z którego kule padały w około, zawołał potężnym swym głosem:
— Więc ty wiesz, sługo nienawistnej przemocy, kto ja jestem! I ja niepotrzebuję widzieć twej flagi żeby cię poznać. Czekaj! pokażę ci moją!
I rozwinął na przodzie swego statku czarną banderę, taką, samą jaką zatknął na biegunie południowym.
W tej chwili jedna z kul uderzyła ukośnie w Nautilusa, nie zrobiwszy mu żadnej szkody odbiła się od niego i przelatując blizko kapitana, wskoczyła w morze.
Kapitan Nemo wzruszył ramionami, a zwracając się do minie — rzekł krótko.
— Zejdź pan, i wy zejdźcie.
— Panie — zawołałem — więc pan uderzysz na ten okręt?
— Panie! zatopię go — była odpowiedź kapitana.
— Pan tego nie zechcesz zrobić! — odparłem.
— Zechcę zrobić i zrobię — rzekł kapitan zimno: — nie waż się pan sądzić mego postępowania. Fatal-