Strona:Juljusz Verne-Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi (1897).djvu/467

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Co znaczy parę godzin mniej lub więcej, byleby tylko się wydostać.
Przechadzałem się przez kilka minut z salonu do biblijoteki. Towarzysze moi siedząc milczeli. Po chwili rzuciwszy się na sofę, wziąłem do ręki książkę i przebiegałem ją machinalnie oczyma.
Po kwadransie, Conseil zbliżywszy się do mnie zapytał:
— Czy to bardzo zajmujące, co pan czyta?
— Bardzo — odpowiedziałem.
— Wierzę, bo pan czyta swoją własną książkę.
— Moją książkę?
— W rzeczy samej, trzymałem w ręku dzieło „O wielkich głębiach morskich.” Anibym o tem nawet pomyślał. Zamknąłem książkę, i zacząłem się znowu przechadzać. Ned i Conseil wstali by odejść.
— Zostańcie przyjaciele, — rzekłem zatrzymując ich. Bądźmy z sobą razem, dopóki nie wyjdziemy z tego wąwozu.
— Jak się panu podoba — odpowiedział Conseil.
Upłynęło kilka godzin. Spoglądałem często na narzędzia wiszące na ścianach salonu. Manometr wskazywał, że Nautilus trzymał się w jednostajnej głębokości trzystu metrów; bussola, że się kierował ciągle ku południowi; loch, że się posuwał po dwadzieścia mil na godzinę — szybkość niezmierna w tak ciasnej przestrzeni. Ale kapitan Nemo wiedział, że nie mógł zanadto się spieszyć i że wówczas minuty ważyły tyle co wieki.
O godzinie ósmej minucie dwudziestej piątej nastąpiło powtórne wstrząśnienie, tym razem z tylu statku. Towarzysze moi zbliżyli się do mnie. Pochwyci-