Strona:Juljusz Verne-Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi (1897).djvu/464

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wiec osuwając i zwolna, znalazł po bokach dwa punktu oparcia, które utrzymywały go wtem położeniu. Nautilus został tedy uwięziony w istnym tunelu lodowym, szerokim około dwudziestu metrów, i wypełnionym spokojną wodą. Łatwo mu więc było wyjść z niego posuwając się albo naprzód albo w tył, i odzyskać o kilkaset metrów poniżej wolne przejście pod lodowiskiem.
Świetlny sufit zagasł, a jednak salon oświecony był silną jasnością; potężny bowiem odblask ścian lodowych odbijał gwałtownie snopy światła pochodzące z latarni. Nie zdołam opisać efektu promieni Volty na te ogromne bryły o dziwacznych kształtach, których każdy załom, każdy kant, każda ścianka, rzucały odmienne światło, stosownie do słojów ludu. Olśniewająca mina drogich kamieni! — a szczególniej szafirów, krzyżujących niebieski swój połysk z zielonym połyskiem szmaragdów. Tu i owdzie opalowe odcienia niezrównanej delikatności, przesuwały się wśród iskrzących punktów, jakby ognistych dyamentów, których blasku nie mogło znieść oko. Światło latarni Nautilusa było sto razy zwiększone, jak światło lampy wśród soczewkowatych blaszek pierwszorzędnej latarni morskiej.
— Jakże to piękne! jak piękne — zawołał Conseil.
— Tak! — rzekłem — cudowny to widok. Nieprawdaż Nedzie?
— O tak! do tysiąca dyabłów! — krzyknął Ned-Land. — To wspaniałe! Wściekam się ze złości, że muszę to przyznać. Nie widziano jeszcze nigdy nic podobnego. Ale to widowisko może nas drogo koszto-