Strona:Juljusz Verne-Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi (1897).djvu/459

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

A teraz naprawdę zaczynał się powrót. Czy i on także gotuje mi podobne niespodzianki? Mniemałem że tak będzie, albowiem szereg cudów morskich jest nieskończony! Wszakże od półszósta miesiąca jak trwała nasza podróż, przebyliśmy czternaście tysięcy mil francuzkich — a na przestrzeni tej, dłuższej od ziemskiego równika, ileż to ciekawych lub strasznych zdarzeń zachwycało nas w drodze: polowanie w lasach Crespo, osadzenie na mieliźnie w ciaśninie Torreadzkiej, cmentarz koralowy, połów pereł na Cejlonie, tunel Arabiun, ognie Santorynu, milijony zatoki Vigo, Atlantyda, biegun południowy! Podczas nocy wszystkie te wspomnienia przechodząc z marzenia w marzenie, niedozwoliły mózgowi memu zdrzemnąć ani na chwilę.
O trzeciej z rana zbudziło mnie gwałtowne wstrząśnięcie. Podniósłszy się na łóżku przysłuchiwałem się wśród ciemności, gdy nagle rzucony zostałem na środek pokoju. Oczywiście Nautilus uderzony o dno morza, znacznie pochylał się na bok.
Trzymając się przepierzenia, powlokłem się przez podłużne korytarze do salonu z świetlnym sufitem. Sprzęty były powywracane. Szczęściem oszklone szafy, silnie przymocowane do podłogi, pozostały nieuszkodzone. Obrazy na prawej ścianie, skutkiem zmiany położenia statku, przyległy szczelnie do obicia; na lewej zaś odstawały przy dolnej ramie o całą stopę. Nautilus był więc pochylony na prawy bo, a co więcej zupełnie nieruchomy.
Wewnątrz słyszałem szelest kroków i pomięszane głosy; ale kapitan Nemo nie pokazał się. W chwili gdym miał opuścić salon, weszli Ned-Land i Conseil.