Strona:Juljusz Verne-Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi (1897).djvu/452

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Jak pan tedy postąpisz?
— Użyję poprostu mego chronometru. Jeżeli jutro, 21-go marca o południu, tarcza słoneczna, biorąc w rachunek załamanie światła, zostanie przecięta na dwie równe połowy przez poziom północny — będzie to znakiem, że jesteśmy przy biegunie północnym.
— W rzeczy samej — rzekłem. — Jednakże twierdzenie to nie jest matematycznie ścisłem, ponieważ porównanie dnia z nocą niekoniecznie przypada w południe.
— Zapewne panie; ale pomyłka nie wyniesie nawet stu metrów, a więcej nam nie potrzeba. Do jutra więc.
Kapitan Nemo wrócił na statek. Conseil i ja pozostaliśmy do piątej na brzegu, chodząc tu i owdzie, badając i studyując. Nie znalazłem nic godnego uwagi, oprócz jednego jaja tłuściela, odznaczającego się niezwykłą wielkością, za które amator jaki byłby zapłacił więcej niż tysiąc franków. Izabelowy kolor, pręgi i znaki zdobiące go jakby hieroglifami, nadawały mu niepospolitą rzadkość. Złożyłem je w ręce Conseila, a roztropny i pewny w nogach chłopiec, obchodząc się z niem tak ostrożnie jakby z kosztowną sztuką chińskiej porcelany, doniósł bez uszkodzenia do Nautilusa.
Zachowałem to rzadkie jaje w oszklonej szafie muzeum. Zjadłem z apetytem na wieczerzę wyborny kawał wątroby foki, podobnej smakiem do wieprzowiny. Potem położyłem się spać, niezaniechawszy, jak Hindus, odwołać się do względów promiennej gwiazdy.