Strona:Juljusz Verne-Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi (1897).djvu/285

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Jeszcze nie teraz. Nie dałem Nautilusowi zbliżać się do brzegu, i jesteśmy dość oddaleni od ławicy Manaarskiej; kazałem jednak przygotować łódź, która nas powiezie na miejsce najstosowniejsze do wylądowania, i tym sposobem oszczędzi nam dość długiej wędrówki. Nasze ubiory nurków są na tej łodzi; włożymy je w chwili, gdy się rozpocznie wycieczka podmorska.
Kapitan Nemo zaprowadził mnie do schodów środkowych, któremi się wchodzi na platformę. Tu zastałem już Neda i Censeila zachwyconych myślą o przygotowującym się „spacerze.” Pięciu majtków Nautilusa z wiosłami w ręku, oczekiwało nas w łodzi linią przywiązanej do pokładu.
Noc była jeszcze dość ciemna. Gęste chmury okrywały niebo, na którem ledwie kilka gwiazd dostrzedz było można. Zwróciłem oczy w stronę lądu; tu jednak widziałem tylko mgliste zarysy, utworzone z trzech czwartych części widnokręgu na południo-zachodzie. Nautilus opłynął brzeg zachodni Cejlanu, i był teraz na zachód od zatoki albo raczej golfu utworzonego przez ten ląd i wyspę Manaar. Tu, pod ciemnemi wodami rozciągała się ławica perlic, niewyczerpane pole pereł, mające przeszło dwadzieścia mil morskich długości.
Kapitan Nemo, Conseil, Ned-Land i ja usiedliśmy w tyle łodzi. Sternik stał u przodu, a jego czterej towarzysze wspierali się na wiosłach. Odwiązano linkę i odpłynęliśmy od Nautilusa.
Łódź skierowała się na południe. Marynarze nie kwapili się. Zauważyłem, że ich wiosła głęboko zanurzane w wodzie, uderzały ją regularnie co