Przejdź do zawartości

Strona:Juljusz Verne-Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi (1897).djvu/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

miatają dno oceanu, i zabierają po drodze wszystkie jego twory. Tym razem dostarczyły ciekawych ukazów z tych obfitych w ryby okolic: żaboryby które pociesznym swym ruchom zawdzięczają także nazwę pajaców; czarne konmersony uzbrojone w macki; rogatnice falowate opasane czerwonemi prążkami; kolcobrzuchy księżycowe, wydzielające jad subtelny; kilka minogów oliwkowej barwy: długonosy pokryte srebrzystą łuską; trichiary których siła elektryczna równa się sile gymnotów (węgorzy elektrycznych) lub drętwika; grzbietowce łuskowate, z brunatnemi poprzecznemi pręgami; zielonawe miętusy; kilka odmian kiełbiów, etc. Nareszcie trochę ryb większych rozmiarów: makrele z wydatną głową, długie na jeden metr; kilka pięknych skarpów z pręgami niebieskiemi i srebrzystemi, i trzy wspaniałe tuńczyki, które mimo szybkości w pływaniu, nie zdołały umknąć przed siecią.
Oceniłem ten połów na przeszło tysiąc funtów ryby. Ilość to była znaczna, ale nie zadziwiająca, mając na uwadze że sieć zostaje w wodzie przez kilka godzin, i zamyka do swego nicianego więzienia cały świat wodny. Nie miało więć nam zbraknąć żywności doskonałego gatunku, którą szybkość Nautilusa i przyciąganie jego światła, mogło w każdej chwili odnowić.
Te różne produkta morskie zostały natychmiast przez otwory zrzucone do śpiżarni, i przeznaczone stosownie do gatunku, do jedzenia na świeżo, lub do zakonserwowania. Gdy się połów już skończył, kiedy odświeżono zapas powietrza, sądziłem że Nautilus dalej będzie odbywał swoją podmorską wycieczkę, i chciałem wrócić do mego pokoju, kiedy kapitan Nemo, zwróciwszy się do mnie, rzekł bez żadnych przygotowań: