Strona:Juljusz Verne-Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi (1897).djvu/178

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Kapitan Nemo zapuszczał się coraz dalej w ciemne głębie lasu, którego zarośla rzedniały coraz bardziej. Uważałem że życie roślinne prędzej ustawało niż zwierzęce. Rośliny morskie opuszczały już grunt coraz niewdzięczniejszy, a jeszcze niesłychaną mnogość zwierząt, zwierzokrzewów, stawowatych, mięczaków i ryb, spotykaliśmy pod naszemi stopami.
Idąc, myślałem sobie że światło przyrządu Ruhmkorffa przywabi niechybnie niektórych mieszkańców tych ciemnych otchłani. Ale jeśli się zbliżali, to zawsze na odległość dla myśliwych niedogodną. Parę razy nawet widziałem jak kapitan Nemo zatrzymywał się i brał na cel, ale po chwili rozwagi podnosił broń i szedł dalej.
Nareszcie około godziny czwartej skończyła się ta cudowna wycieczka. Ściana wspaniałej opoki imponującej massą stanęła przed nami; byłoto nagromadzenie olbrzymich głazów, potworne urwisko granitowe z ciemnemi pieczarami, ale bez śladu krawędzi którejby się można było uchwycić.
Dotarliśmy do wybrzeży wyspy Crespo. Ziemia była przed nami.
Kapitan Nemo zatrzymał się nagle. Gwałtem wstrzymał nas w pochodzie, i mimo żem gorąco pragnął przebyć tę ścianę, trzeba było być posłusznym. Tu kończyły się posiadłości kapitana Nemo, i granicy ich nie chciał przekroczyć. Z tamtej strony ciągnęła się ta część globu, po której nigdy już noga jego nie miała stąpać.
Zaczął się odwrót. Kapitan Nemo stanął znów na czele naszej gromadki, i szedł zawsze bez wahania. Zdawało mi się dostrzegać że inną drogą powracaliś-