Strona:Juljusz Verne-Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi (1897).djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

W około tego zbiornika, za szybami oprawnemi w okucie mosiężne, były ustawione i opatrzone napisami najrzadsze płody morskie, jakie kiedykolwiek naturalista oglądał. Można pojąć mój profesorski za chwyt.
Dział zwierzokrzewów przedstawiał nadzwyczaj ciekawe okazy polipów i jeżokorów. Z pierwszy „tubipory” (organki), wachlarzowate gorganie, miękkie gąbki syryjskie, członkowaty izys molucki, pannatula zwana piórem morskiem, dziwna wirgularya z morza norwegskiego; dalej przeróżne „madrepory,” które mistrz mój Milne-Edwards tak umiejętnie rozklasyfikował na sekcye, a pomiędzy któremi dostrzegłem śliczne flabelliny, oczkowce zwane koralem białym — wreszcie wszystkie te ciekawe gatunki polipów, których nagromadzenie tworzy wyspy, i z których znowu kiedyś powstaną lądy. Z jeżokorów odznaczających się kolczystą swą powłoką, gwiazdy morskie, pentakryny komatule, jeżowce, holuturye i t. d., tworzyły bogatą kolekcyę tego działu gatunków.
Konchyliolog nieco nerwowy, stanąłby niewątpliwie jak wryty, przed liczniejszemi jeszcze okazami z działu mięczaków. Brakłoby mi czasu, gdybym chciał opisywać zbiór ten nieoszacowany. Wymienię tylko dla pamięci — ozdobny „młot królewski” z oceanu Indyjskiego, w regularne plamy tak żywo odbijające od tła czerwono brunatnego; „spondylus cesarski” świetnej barwy, cały najeżony długiemi kolcami, rzadkość niesłychana w zbiorach europejskich. Ceniłem go na dwadzieścia tysięcy franków. „Młot pospolity” z mórz Nowej Holandyi, o który także nie łatwo; podzwrotnikową „senegalską skruszelkę” — delikatną, białą muszlę