Strona:Juljusz Verne-Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi (1897).djvu/061

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

postąpiono na Mississipi, dla prześcignięcia „współzawodnika.”
— Conseil — rzekłem do mego dzielnego chłopca stojącego przy mnie — czy wiesz, że możemy w powietrze wylecieć?
— Jak im się podoba! — spokojnie odrzekł Conseil.
Przyznam się, że tym razem wcale mi się podobać nie mogła tego rodzaju przyjemność.
Klapy bezpieczeństwa zostały obciążone. Dosypano węgli do pieców. Wentylatory dostarczały ogromnej ilości powietrza do panwi. Szybkość fregaty jeszcze się zwiększyła — aż jej maszty trzęsły się w osadzie, a kłęby dymu zaledwie przecisnąć się mogły przez zbyt wązkie kominy.
Niecierpliwy dowódzca zapytał sternika o prędkość.
— Dziewiętnaście mil i trzy dziesiąte — odpowiedział zagadniony.
— Powiększyć jeszcze ognie!
Maszynista spełnił rozkaz. Manometr wskazywał dziesięć atmosfer. Lecz widać że i wieloryb „powiększył także swą parę,” bo bez najmniejszej trudności odbywał swoje dziewiętnaście mil i trzy dziesiąte.
Okropne ściganie! Nie mogę opisać wzruszenia jakie przejmowało całą mą istotę. Ned-Land stał na swem stanowisku z harpunem w ręku. Kilka razy zwierz pozwalał zbliżyć się do siebie.
— Dopędzamy go! dopędzamy! — wołał Kanadyjczyk.
Lecz ile razy gotów już był ugodzić oszczepem, wieloryb odsuwał się z szybkością, którąby ocenić wypadało na trzydzieści mil na godzinę, a nawet podczas