Strona:Juljusz Verne-Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi (1897).djvu/038

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

gniew, gdy mu się sprzeciwiano. Cała postać jego zwracała na siebie uwagę; a wejrzenie jego dziwnie było przenikliwe.
Sądzę że kapitan Farragut rozumnie postąpił, przyjmując tego człowieka na pokład swej fregaty. W obecnej wyprawie, ręka jego i oko starczyło za całą załogę. Nie mógłbym go z niczem lepiej porównać, jak z potężnym teleskopem, będącym zarazem armatą, w każdej chwili gotowa do wystrzału.
Kanadyjczyk znaczy toż samo prawie co Francuz i widać że narodowość nęciła go ku mnie, bo pomimo swej małomówności, Ned-Land okazywał do mnie wyraźną skłonność. Rozmawiał zemną często, i wtedy słuchałem bacznie owego języka, którym mówił jeszcze Rabelais, a który dotąd jest w użyciu w niektórych prowincyach Kanady. Rodzina oszczepnika pochodziła z Kwebeku, i stanowiła pokolenie śmiałych rybaków w owej już epoce, gdy to miasto należało do Francyi.
Zwolna Ned zasmakował w rozmowie, i lubiłem słuchać opowiadań jego o wypadkach, których doznał na morzach podbiegunowych. Z wdziękiem naturalnej poezyi opisywał on swoje łowy i walki; opowiadania jego przybierały formę epiczną i zdawało mi się, że słyszę jakiego Homera kanadyjskiego, śpiewającego Iliadę krain na krańcu północy leżących.
Opisuję tu śmiałego tego towarzysza takim, jakim go znalem rzeczywiście; bo chociażeśmy się postarzeli, pozostaliśmy przyjaciołmi — przyjaźń zaś nasza zrodziła się i zawiązała wśród najstraszniejszych wypadków i okoliczności. Chciałbym żyć sto lat jeszcze, żeby cię dłużej wspominać dzielny mój Nedzie!