Strona:Juljusz Verne-Czarne Indje.djvu/098

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Henryk, który poprzedzał ojca i inżyniera, zatrzymał się nagle.
— Otóż przybyliśmy! — zawołał stary górnik. — Dzięki Bogu, że i pan tu z nami, nareszcie więc dowiemy się....
Głos silny zwykle starego nadsztygara zadrżał.
— Mój drogi Szymonie — rzekł mu inżynier — uspokójcie się! Jestem na równi z wami wzruszony, ale nie trzeba nam tracić czasu!
W tem miejscu ostatnia galerja kopalni tworzyła rodzaj ciemnej pieczary. Żadnego szybu nie było w tej stronie i galerja, rozciągająca się tak obszernie we wnętrzu gruntu, pozostawała bez wybitnej łączności z powierzchnią hrabstwa Stirling.
James Starr, żywo zainteresowany, badał wzrokiem miejscowość, w której się znajdował.
Widniały jeszcze na krańcowej ścianie pieczary ślady uderzeń oskardów, a nawet dziury, w które wkładano naboje, rozrywające ostatnią skałę przy eksploatacji.
Pokład ten łupkowy był nadzwyczaj twardy i nie potrzeba było obmurowywać ścian w tem miejscu, gdzie wszelkie roboty ustać miały. Istotnie tutaj ginął ostatni ślad żyły węglowej wśród łupku i gliny gruntu trzeciorzędnego. Tutaj, w temże miejscu, wydobyty zo-