Strona:Juliusz Verne - Walka Północy z Południem 02.pdf/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mogłaby je hamować. Ale czy one przybędą i czy przybędą na czas, zanim te pierwsze ofiary staną się pastwą nienawiści Hiszpana?
Na nieszczęście, należało wątpić o tem.
Łatwo sobie wyobrazić, z jaką trwogę wzniecały w mieszkańcach Castle-House, te ciągłe zwłoki.
Tymczasem zdawało się, że komendant Stevens zaniechał chwilowo zamiaru popłynięcia w górę rzeki Saint-Johnu. Kanonierki nie ruszały się z miejsca. Czy lękały się przekroczyć tamę rzeki, teraz kiedy już nie było Marsa do pilotowania po przez kanał? czy się zrzekały zawładnięcia Jacksonvillem, a tem samem zabezpieczenia plantacyj położonych w górnej stronie Saint-Johnu? Jakież to nowe wypadki wojenne mogły zmienić projekta komandora Dupont?
Takie pytania zadawali sobie: p. Stannard i rządca Perry w owym długim bez końca dniu 12-go marca.
Owego dnia, rzeczywiście, według pogłosek, jakie obiegały okolice Florydy pomiędzy rzeką a morzem, wysiłki nordzistów zdawały się skupiać przeważnie na wybrzeżach. Komandor Dupont, dowodzący okrętem Wabas, za którym ciągnęły najsilniejsze kanonierki z jego eskadry, pojawił się w zatoce Ś-go Augustyna. Mówiono nawet, że milicye gotują się do opuszczenia miasta, nie próbując bronić fortu Marion, tak samo, jak przedtem nie broniły fortu Chuch, w chwiłi poddania się Fernandiny.
Takie, przynajmniej, wiadomości przyniósł rządz-