Strona:Juliusz Verne - W puszczach Afryki.djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
— 52 —

Instynkt zachowawczy zmusił ich do ostatecznego wysiłku.
Kamis, Maks i Jan wpadli pomiędzy pierwsze drzewa i nawpół żywi osunęli się na bujną trawę.
Słonie chciały się dostać do lasu, lecz drzewa rosły tak gęsto i były takie mocne, że zatrzymały ich zapędy. Wsuwały trąby przez otwory w gąszczu, ale dalej postąpić nie mogły. Uciekający nie potrzebowali się już lękać napaści słoni, dla których wielki las Ubangi stanowił nieprzezwyciężoną zaporę.



IV.
Postanowienie.

Zbliża się północ. Pozostawało więc przepędzić jeszcze sześć godzin w zupełnej ciemności, w gęstym lesie. Ciemność była tu większa, niż na równinie i obawa niebezpieczeństwa potężniejsza.
Kamis i jego towarzysze nie potrzebowali się już lękać napaści słoni. których wojownicze instynkty powstrzymał gąszcz leśny, lecz, światła dostrzeżone na początku nocy upewniały ich, że krajowcy muszą się znajdować w pobliżu.
Wtedy Kamis, odetchnąwszy nieco, szepnął:
— Czuwajmy!...
— Czuwajmy i starajmy się odeprzeć napaść —