Strona:Juliusz Verne - W puszczach Afryki.djvu/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 10 —

— Kto wie?
W tej chwili wóz zatrzymał się u stóp wzgórza, gdyż tu zamierzano stanąć na odpoczynek wieczorny. Na wzgórzu rosło kilka pięknych drzew, jedynych na tej rozległej płaszczyźnie, oświetlonej promieniami zachodzącego słońca.
Była godzina siódma wieczorem. Pod szerokością gieograficzną ósmego stopnia na północ, zmierzch trwa bardzo krótko i zaraz zapada noc, która tego dnia tym bardziej zapowiadała się wcześnie, że gęste chmury ukazały się na horyzoncie, przysłaniając gwiazdy i księżyc na nowiu.
Wóz przeznaczony jedynie dla przewożenia podróżnych, nie zawierał w sobie ani towarów, ani zapasów żywności. Był to rodzaj wagonu, umieszczonego na czterech mocnych kołach; wóz ten ciągnęło sześć wołów. W przedniej części wagonu były drzwi, prowadzące do wnętrza, z boków znajdowały się okienka, wewnątrz wagon podzielony był na dwie izdebki. Izdebkę znajdującą się w głębi zajmowali dwaj młodzi ludzie, w wieku od dwudziestu pięciu do dwudziestu sześciu lat. Jeden z nich Jan Cort był Amerykaninem, drugi Maks Huber — Francuzem. Izdebkę od wejścia zajmował kupiec portugalski nazwiskiem Urdaks i przewodnik, który kierował ruchem karawany, zwany w tamtejszym narzeczu «foreloper». Przewodnik nazywał się Karnis i był krajowcem, rodem z Kamerunu. Znał on doskonale swoje rzemiosło przewodnika, umieją-