Strona:Juliusz Verne - Rozbitki.pdf/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rękami i nogami ostrożnie. Leżący Pawełek widział go wchodzącego i szepnął:
— Piotruś, ja tu jestem. Masz nóż?
— Mam, zaraz cię uwolnię.
Schyliwszy się, porozcinał sznury krępujące Pawełka.
Chłopiec powstał i obadwaj pocichu dążyli do ukrytego wyjścia. I byłaby się ucieczka udała, gdyby na nieszczęście w tej chwili Moor nie wszedł do groty, aby jeszcze raz spojrzeć, czy chłopiec nie rozwiązał sznurów. Jakże się ździwił, gdy rzuciwszy okiem, ujrzał niepewne światło przenikające przez szczelinę i Pawełka wolnego, dążącego ku temu światłu.
— Więc tam jednak jest wyjście! — zawołał.
Wściekły z gniewu, zakłął okropnie, rzucił się za chłopcem i zaczął wciskać się za nim w szczelinę, chcąc go pochwycić. Wśród zupełnej ciemności, gdyż uciekający chłopcy zasłonili światło z zewnątrz, — macając rękami naokoło siebie i uderzając coraz głową o sklepienie skały, Fred kierował się tylko odgłosem kamyków, które się zsuwały z pod nóg uciekających.. Nie wiedział wcale, że ich ma przed sobą dwóch, a chłopcy zachowywali się cichutko. Wysilali się tylko, aby jaknajprędzej wydostać się ze szczeliny na zewnątrz pagórka. Wyjście to prowadziło pod wystającą skałę, ale tak zwieszającą się nad otworem, szczeli-