Strona:Juliusz Verne - Rozbitki.pdf/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

To Beauval, opuściwszy podpalone domostwo swoje, rzucił się na przeciwników, dysząc zemstą odwetu. Szaleniec ten i zarozumialec mógł wiele złego uczynić.
— Należy obezwładnić i tego człowieka, gorszego niż wilk i tygrys! — rzekł Kaw-dier.
I głosem silnym kazał pięciu ludziom, aby zajęli się gaszeniem pożaru, sam zaś na czele dziesięciu ludzi szybko podążył na miejsce nowej walki tłumu obałamuconego przez złych przywódców.
— Nieszczęśni! — zawołał głosem silnym — zaprzestańcie walki, w przeciwnym razie każę strzelać!...
Słowa te poparł nagłym rozkazem, aby ludzie jego dali ognia w powietrze.
Huknęło kilkanaście wystrzałów, co tak przeraziło walczącą nawpół pijaną tłuszczę, że pierzchnęła w popłochu na wszystkie strony.
Ugasiwszy pożar i rozstawiwszy straże, Kaw-dier kazał pozbierać rannych i poumieszczać w bezpiecznych miejscach.
Beauval i Lewis ukryli się. Nadaremnie szukano ich wszędzie.
Noc zeszła Kaw-dierowi na czuwaniu i zbieraniu ludzi, którzyby chcieli stanąć przy nim w obronie praw życia i mienia ogółu. Gdy ranek zaświtał na niebie, rozesłał wszędzie swych ludzi z rozkazem, aby nikt z emigrantów