Strona:Juliusz Verne - Promień zielony i dziesięć godzin polowania.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Któż wie? Może to właśnie zręczna odmowa, odroczenie spełnienia zamiaru wujów.
— Rzeczywiście, potwierdził Partridge, nie wiem, dlaczego panowie Melvill tak się uporczywie zajmują tym panem Ursiclos! Czy to rzeczywiście mąż odpowiedni dla naszej panienki?
— Bądź pewnym, rzekła pani Bess, że jeżeli nie będzie całkowicie dla niej odpowiednim, nie pójdzie za niego. Powie śliczne: „nie“ swoim wujom, ucałuje jednego i drugiego a nasi bracia ze zdumieniem zapytają się siebie, jakim sposobem mogli proponować człowieka, który jest wcale nieodpowiednim na małżonka. Co i mnie się zdaje.
— I mnie także.
— Uważasz Partrigde, serce miss Campbell jest jak szufladka zamknięta na trzy zamki. Ona sama posiada klucz od niego i chcąc je otworzyć, trzeba ją o to prosić.
— Albo zabrać gwałtem, dodał poważnie Partridge.
— Nikt jej nie zabierze, gdyż nieustannie nad nim czuwa, odpowiedziała pani Bess, powiadam ci, że prędzej mi moją perukę wiatr zaniesie na szczyt wieży w Saint-Mungo, niż nasza panienka poślubi pana Ursiclos.

— Południowiec![1] zawołał Partridge, który

  1. Southern.