Strona:Juliusz Verne - Promień zielony i dziesięć godzin polowania.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wujowie i do tego jak najprędzej, jeżeli to nie zrobi wam przykrości.
— Bardzo dobrze a jak go nareszcie ujrzysz...
— Skoro go ujrzę pomówimy wówczas o panu Aristobulusie Ursiclos.
Brat Sam i brat Sib spojrzeli na siebie ukradkiem i uśmiechnęli się z zadowoleniem.
— A zatem idźmy ujrzeć ów Zielony Promień, rzekł jeden.
— Nie tracąc drogiego czasu, dodał drugi.
Miss Campbell zatrzymała ich poruszeniem ręki w chwili, kiedy właśnie otwierali okno w salonie.
— Trzeba czekać zachodu słońca, rzekła.
— Więc dzisiejszego wieczoru... odpowiedział brat Sam.
— Skoro słońce zachodzić będzie na jasnym zupełnie horyzoncie, dodała miss Campbell.
— A zatem po obiedzie, pójdziemy we troje aż do Rosenheat, odezwał się brat Sib.
— Albo po prostu wejdziemy na wieżę, dodał brat Sam.
— W Rosenheat, jak równie i z naszej wieży, odpowiedziała miss Campbell, ujrzymy tylko horyzont rozciągający się nad brzegami Clyde. Tymczasem należy czynić spostrzeżenia i badać słońce zachodzące na horyzoncie nad brzegami morza. Otóż należy do was moi wujowie, abyście w jak najkrótszym czasie ukazali mi błękit owego horyzontu.
Miss Campbell mówiła z taka stanowczością,