Przejdź do zawartości

Strona:Juliusz Verne - Promień zielony i dziesięć godzin polowania.djvu/236

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ciężaru. Ofiarowałem mu nawet pulwersak, ładownicę i torbę ale nie przyjął.
Pozostała tylko czapka, rozchodziło się o cenę takowej.
— Ależ panie, ta czapka już dobrze zużyta.
— Bynajmniej nowiuteńka. Kupiłem ją od brygadyera, który przed sześciu laty wychodził ze służby.
Poczem włożył ją na głowę i poważnym krokiem poszedł w swoją stronę a ja też w swoją.
Przybywszy do oberży nie wyrzekłem ani słowa, ukrywając starannie zniknięcie strzelby.
Tymczasem myśliwi przynieśli ze sobą w siedmiu jedną przepiórkę i dwie kuropatwy. Na domiar złego doszło do kułakowego boju między Maximon i Duvanchelle, o zająca, który sobie biegł teraz najspokojniej.



XI.

Taka jest serya senzacyi i wrażeń jakich doświadczyłem w ciągu całego dnia. Bez wątpienia, postrzeliłem przepiórkę a być może kuropatwę, a, być może nawet i wieśniaka, chociaż o tem wątpiłem, że jednak rozbiłem w puch czapkę żandarma było faktem dokonanym, stanowczym! Na domiar wszystkiego wytoczono za mnie pro-