Strona:Juliusz Verne - Promień zielony i dziesięć godzin polowania.djvu/199

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Olivier Sinclair z głową rozgorączkowaną wpatrywał się z rozkoszą w lazur nieba, oddychał z całą przyjemnością czystem powietrzem morza.
Nagle dziwna myśl, jakby dawno zapomniana ożywiła go, gdy patrzył na tę przestrzeń tak jasną horyzontu i powierzchnie spokojnego morza.
— Zielony promień! zawołał. Jeżeli kiedykolwiek, to obecnie niebo przedstawia wszelką pewność, że promień zielony ukaże się naszym oczom. Miss Campbell nie spodziewa się wcale, że po wczorajszej burzy, niebo dziś obdarzy ją upragnionem zjawiskiem. Potrzeba... Potrzeba koniecznie... uprzedzić ją o tem natychmiast.
Olivier Sinclair szczęśliwy, że znalazł nareszcie usprawiedliwiony powód ujrzenia Heleny, udał się wprost do groty Clam Shell.
W kilka chwil później znalazł się wobec miss Campbell i braci Melvill, którzy przypatrywali się mu z czułością, a pani Bess wyciągnęła do niego rękę.
— Miss Campbell jest daleko lepiej... mówiła pani Bess. Widzę to... Siły na nowo zdaje się powróciły.
— Tak jest, panie Olivierze, odpowiedziała miss Campbell, która zdawała się być nadzwyczajnie wzruszoną na widok młodego malarza.
— Sądzę, że uczynisz pani bardzo dobrze, gdy zechcesz wyjść i odetchnąć cokolwiek zdrowem powietrzem nadmorskiem.