Strona:Juliusz Verne - Promień zielony i dziesięć godzin polowania.djvu/175

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

bezpiecznem schronieniu, ale jednak port ten nie przedstawiał odpowiedniego pomieszczenia nawet dla statków mniejszej objętości. Morze napełniała coraz bardziej piana, fale z trzaskiem rozbijały się o wystające nad brzegami złomy skał.
Kiedy powrócił na pokład, oświadczył pasażerom, że należy odpływać, ponieważ gdyby się spóźnili, okręt mógłby być zapędzony daleko od wyspy Staffa aż na wyspę Mull. Tam właśnie w najgorszym razie, ale przy spokojnym stanie morza, należałoby szukać schronienia przed burzą, uprzedziwszy takową.
— Jakto oddalić się z wyspy. Pozostawić tutaj wszelkie nadzieje ujrzenia horyzontu jasnego?
— Sądzę, że byłoby bardzo niebezpiecznie pozostać na kotwicy blizko groty Clam-Shell, odpowiedział John Olduck.
— Jeżeli tego potrzeba, wtrącił Sam.
— Tak jest, potrzeba, dodał Sib.
Olivier widząc na twarzy miss Campbell nieprzyjemne wrażenie, skutkiem tak niespodziewanej wiadomości, odezwał się do kapitana:
— Jak myślisz pan, jak długo może trwać nawałnica.
— Dwa lub trzy dni najwyżej, szczególniej w tej porze roku.
— I pan uważasz za koniecznie nieodwołalny odjazd okrętu?
— Konieczny i naglący.
— Jakiż masz plan.