Strona:Juliusz Verne - Promień zielony i dziesięć godzin polowania.djvu/153

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ależ miss Campbell, zastanów się, czy myślisz że poeci przywiązywali do tego jaką wartość.
— Bez wątpienia, bo poezya jest tworem natchnienia, dodał Olivier Sinclair.
— I pan także, zawołał Aristobulus Ursiclos, uważałem pana za malarza nigdy za poetę.
— Malarstwo i poezya są dwie rodzone, nierozłączone siostry.
— Ależ to jest niepodobieństwem. Pan nie możesz wierzyć w mitologiczne brednie bardów, którzy zdobywali te obrazy w własnej wzburzonej wyobraźni.
— O panie Ursiclos, racz oszczędzić to, co jest drogiem dla każdego Szkota, rzekł oburzony brat Sam.
— I zechciej posłuchać tej strofki, dodał brat Sib:
„Lubię śpiew bardów. Zdaje mi się że przeszłość wypowiada głośno swe dzieje. Pieśń ich jest błogiem uspokojeniem, jest rosą poranku i ożywczą mgłą wieczoru.“
„Kiedy słońce rzuca swe przedłużone na ziemię promienie i kiedy błyszczy w dali okolicy niebieskawa powierzchnia spokojnie drzemiącego jeziora...“ dokończył brat Sam.
Niewątpliwie bracia byliby deklamowali jeszcze dalsze ustępy poematu, gdyby im nie przerwał nagle Aristobulus Ursiclos:
— Czyście panowie kiedykolwiek widzieli