rzyszył zawsze, przysiadając się tu i ówdzie dla rzucania szkiców na płótno.
Miss Campbell przypatrywała się ciekawie pracy malarza i czas mijał niespostrzeżenie. Życie tu płynęło trochę samotnie i dziko, ale miało ono niezaprzeczone powaby.
Miss Campbell uszczęśliwiona że może przypatrywać się zbierającym się gronkom turystów i kuracyuszów, jakby znajdowała się dotąd jeszcze w parku Helensbourgha, okrywszy się rodzajem obszernego płaszcza rokelay, w którym tak do twarzy każdej młodej szkotce, odbywała nieustanne wycieczki.
Olivier Sinclaire w tych wycieczkach miał sposobność uwielbiania jej czarownej postaci, jej ruchów, jej osoby obdarzonej niewątpliwie bardzo pięknemi przymiotami.
Czasami znowu, gdy już wieczór na daremnem wyczekiwaniu, miss Campbell i Olivier Sinclair, zwiedzali jaką tajemniczą grotę wyspy, oświetloną promieniami księżyca. Wówczas to bracia Melvill uniesieni zachwytem, deklamowali wiersze ulubionych swych poetów, albo też znakomite ustępy starożytnego barda, nieszczęśliwego syna Fingala:
„Gwiazdo, towarzyszko nocy, której głowa ubrylantowana wydobywa się z chmur, które znaczą ślady twoje majestatyczne na lazurze firmamentu, cóż widzisz na tej całej przestrzeni?
Strona:Juliusz Verne - Promień zielony i dziesięć godzin polowania.djvu/144
Ta strona została przepisana.
![](http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/d/d7/Juliusz_Verne_-_Promie%C5%84_zielony_i_dziesi%C4%99%C4%87_godzin_polowania.djvu/page144-1024px-Juliusz_Verne_-_Promie%C5%84_zielony_i_dziesi%C4%99%C4%87_godzin_polowania.djvu.jpg)