Strona:Juliusz Verne - Podróż do środka Ziemi.djvu/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Graüben — rzekłem — zobaczymy czy jutro powiesz to samo.
— Jutro, mój Axelu, z pewnością nie odmienię mego zdania.
Trzymając się pod ręce, szliśmy dalej nie mówiąc i słowa. Ja czułem się znękany wzruszeniami dnia całego. Zresztą, pomyślałem sobie, do końca czerwca jeszcze daleko, a przez ten czas może zajdą jakie wypadki, które wyleczą mego stryja z manii podróżowania pod ziemią.
Późnym już wieczorem przybyliśmy do domku na Königstrasse. Sądziłem że wszystko znajdę w zwykłym porządku: stryja śpiącego już o tej godzinie, Martę uprzątającą jeszcze pokój jadalny, ale w ten mój rachunek nie wchodziła niecierpliwość stryja: zamiast w łóżku, kręcił się on w sieni, pośród tłumu tragarzy znoszących rozmaite paki z towarami. Stara służąca straciła ze wszystkiem głowę.
— A chodźże Axelu! chodź prędzej — wołał już na mnie stryj z daleka — upakuj twą walizkę, uporządkuj moje papiery, poszukaj kluczyka od mojej torby podróżnej. Mój Boże! mój Boże! — wołał zrozpaczony — ten przeklęty szewc nie przynosi moich kamaszy!
Osłupiałem na widok takiego zamętu; głos zamarł mi w piersiach, zaledwie zdolny byłem wyjąkać: