Strona:Juliusz Verne - Podróż do środka Ziemi.djvu/280

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zwierzęta te, napadają na siebie z niesłychaną zawziętością. W czasie bójki wyrzucają w górę ogromne słupy wody, dochodzące aż do naszej tratwy. Kilkakrotnie byliśmy bardzo blizcy zatonięcia; silne świstanie wciąż słyszeć się daje. Dwa potwory tak splotły się ze sobą, że ich odróżnić nie mogę; w każdym razie, zaciekłość zwycięzcy i dla nas groźną być może.
Mija godzina jedna i druga, a walka trwa jeszcze, raz bliżej, drugi raz dalej od nas. Stoimy w milczeniu, gotowi bronić się wystrzałami.
Nagle, rybojaszczur i szyjowiec nikną, pozostawiając za sobą prawdziwy Mäelstrom (wir gwałtowny na pobrzeżach Norwegii). Kilim minut upłynęło — nic nie widać... mieliżby walkę zakończyć w głębinach morza?
Lecz znowu niezmierny łeb szyjowca ukazuje się na powierzchni. Potwór jest śmiertelnie skaleczony. Nic widzę już strasznej jego skorupy, tylko długą swą szyję to wyciąga, to kryje; rzuca się burząc ocean na około siebie, wije się jak robak na wpół przecięty. Woda tryska pod silnemi jego uderzeniami i zalewa nam oczy, nawet z tak znacznej odległości. Lecz wreszcie potwór utraca resztę sir, i wycieńczony, znękany, drgać śmiertelnie poczyna — aż nakoniec bezwła-