Strona:Juliusz Verne - Podróż do środka Ziemi.djvu/252

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tylko, czy cudem jakim, na pełne morze nie wysunie się statek jaki z rozpiętemi żaglami.
Marzenie moje niedługo trwało! rozbić się ono musiało o smutną rzeczywistość: w tym świecie podziemnym, my byliśmy jedynemi istotami żyjącemi. W chwili uciszenia się wiatru, milczenie pustyni osiadało na dzikich skałach i ponurej powierzchni oceanu. Pragnąłem wzrokiem przebić gęsto nademną wiszące chmury, zajrzeć w ten tajemniczy, poza niemi kryjący się horyzont. Dziwne myśli tłumnie tłoczyły się do mej wyobraźni. Gdzie się kończy to morze? Dokąd ono prowadzi? Czy poznamy kiedy brzeg jego przeciwny?
Stryj mój ani wątpił o tem zapewne; ja zaś pragnąłem tego i obawiałem się zarazem.
Tak mi upłynęła cala godzina na podziwianiu tego cudnego widoku; czas było wracać do naszej groty, w której też niebawem usnąłem kołysany najdziwniejszemi wrażeniami dnia ubiegłego.