Strona:Juliusz Verne - Podróż do środka Ziemi.djvu/204

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Otóż tędy dopiero dojdziemy daleko i bez wielkiego trudu, bo po licznych występach w skale, można iść jak po schodach.
Hans pozaczepiał liny dla wszelkiego bezpieczeństwa i zaczęliśmy schodzić, z pewną nawet łatwością i wprawą; oswoiłem się już bowiem z tego rodzaju ćwiczeniami ekwilibrystyki.
Co kwadrans dawaliśmy wypoczynek naszym nogom; siadaliśmy zwykle na jakiejś skale z nogami zwieszonemi, jedliśmy, pili wodę z naszego strumyka i gawędzili wesoło. Studnia ta była wązką szczeliną w skale, z rodzaju tych, jakie nazywają „faille”; widocznie utworzyło ją skurczenie się szkieletu ziemnego w chwili kiedy ziemia stygła.
Rozumie się, że w tej dziurze Hansbach zamienił się na odpowiednią kaskadę, wystarczającą w zupełności na nasze potrzeby — przy zmniejszeniu się spadku wróci zapewne do dawnego stanu, i znowu będzie płynąć cicho, powoli. Strumień ten, jako kaskada szumiąca i spieniona, przywodził mi na myśl niecierpliwość i burzliwe usposobienie mego stryja, a gdy znowu płynąć zaczął swobodnie, porównywałem go do spokojnego i cichego Hansa Bjelka.
Przez dwa dni następne, to jest 6-go i 7-go lipca, wciąż w kierunku spiralnym spuszczaliśmy się w przepaść, i tym sposobem zagłębialiśmy się