Strona:Juliusz Verne - Podróż do środka Ziemi.djvu/180

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Tak powstały owe ogromne pokłady węgla, których konsumcya wszystkich narodów, przez wszystkie wieki wyczerpnąć nie zdoła.
Takiemi myślami zajęty byłem wśród tych przestronnych kopalni, które nigdy zapewne nie ulegną eksploatacyi przemysłu górniczego; przedsiewzięcie takie wymagałoby znacznych ofiar, a czyż brak kopalni węgla na całej kuli ziemskiej?
Wśród tych rozmyślań geologicznych, zapomniałem o długości drogi. Temperatura utrzymywała się wciąż ta sama, jaką mieliśmy w pokładach lawy i iłołupków; tylko powonienie moje dotykał coraz silniejszy zapach węglowodoru i niezadługo też przekonałem się o obecności tego niebezpiecznego gazu, który już tyle okropnych spowodował wypadków.
Szczęście nasze, że światło dawał nam dowcipny przyrząd Ruhmkorfa; bo gdyby przyszło zwiedzać to przejście z pochodnią zapaloną, niezawodnie straszna eksplozya zakończyłaby nieroztropną podróż, w gruzach zakopując śmiałych a nierozważnych podróżników.
Ta wycieczka do kopalni węglowych przeciągnęła się aż do wieczora. Stryj niecierpliwił się jednostajną poziomością drogi. Ciemność nie dozwalała rozeznać długości tej galeryi, i już myślałem, że nigdy się nie skończy, gdy niespodzianie, o szóstej godzinie dostaliśmy się do miejsca, z którego już