Strona:Juliusz Verne - Podróż do środka Ziemi.djvu/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

bem zbliżamy się do powierzchni ziemi; każdy krok niemal usprawiedliwiał tę moją nadzieję.
O południu dostrzegłem widoczną zmianę w gatunku ścian galeryi: światło elektryczne nie z taką już mocą o nie się odbijało. Powłoka z lawiny coraz się stawała rzadszą, a za to skały częstsze; pokłady mas kamiennych więcej się pochylały, a często nawet położenia ich były pionowe. Znajdowaliśmy się w epoce przejściowej, wśród zupełnie rozwiniętego peryjodu syluryjskiego.
— Widoczną jest rzeczą — zawołałem — że osady wód uformowały w drugiej epoce owe iłołupki, wapienie i piaskowce; oddalamy się wciąż od mas granitowych.
Wszystkie te uwagi powinienem był dla siebie samego zachować; jednak nie mogłem się powstrzymać od wykrzykników, które stryj dosłyszawszy, zapytał:
— Axelu! co się z tobą dzieje?
— Patrz stryju — rzekłem wskazując mu niejednostajne następstwo pokładów piaskowca, wapienia i pierwsze wskazówki pokładów łupku glinianego.
— Więc cóż to ma znaczyć?
— Przyszliśmy do peryjodu, w którym ukazały się pierwsze rośliny i pierwsze zwierzęta.
— Ah! tak sądzisz?