Strona:Juliusz Verne - Podróż do środka Ziemi.djvu/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
XVIII.

Blask dzienny zbudził nas o ósmej rano. Lawa pozaczepiana na ścianach krateru, jaskrawo odbijała światło, miotając nam w oczy jakoby deszcz gwiazdzisty, przy którym łatwo było rozeznawać przedmioty nas otaczające.
— No, mój chłopcze — rzekł stryj zacierając ręce — czy miałeś kiedy noc spokojniejszą w naszym domku na Königstrasse? Nic ci tu nie przerwało spoczynku, ani turkot powozów, ani krzyki przekupniów, ani klątwy majtków i przewoźników. Spałeś jak książę!
— Zapewne — odpowiedziałem — zapewne że jesteśmy bardzo spokojni i swobodni w tej dziurze, ale przyznam ci się kochany stryju, że właśnie ta cisza i spokojność najwięcej mnie przerażają.