Strona:Juliusz Verne - Podróż do środka Ziemi.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

go puchu; potem samiec wydziera z siebie pierza i to już pozostaje w gnieździe, bo myśliwiec nie jest nań łakomy jako na produkt nie mający tak wielkiej wartości w handlu; tym sposobem gniazdo jest gotowe, samica siada na niem i znosi jaja, pisklęta się wykluwają, a na rok przyszły, znowu w ten sam sposób powtarza się polowanie na puch edredonowy.
Ptastwo tego gatunku nie wybiera na usłanie gniazda skał spadzistych i nieprzystępnych, z tego też powodu rzemiosło takiego myśliwca nie jest uciążliwe i z niewielkim trudem dość znaczne zapewnia korzyści.
Wracając do naszego myśliwca, powiem, że ta surowa, milcząca i flegmatyczna figura, nosiła nazwisko Hans Bjelke, a przychodził jako przyszły nasz przewodnik, z rekomendacyi profesora Fridrikssona. Cała jego postać, ułożenie i ruchy, dziwny stanowiły kontrast z powierzchownością mojego poczciwego stryja.
Pomimo to, łatwo się ze sobą porozumieli; ani jednemu, ani drugiemu nie chodziło o cenę, bo jeden gotów był przyjąć co mu dadzą, drugi dać tyle, ileby zażądano. Ugoda więc tu była bardzo łatwą do zawarcia.
Hans zobowiązał się nas zaprowadzić do wioski Stapi, leżącej na południowym brzegu półwyspu Sneffels, u stóp samego wulkanu. Według obliczeń