Strona:Juliusz Verne - Pięciotygodniowa podróż balonem nad Afryką.djvu/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Dobra myśl, mój chłopcze.
— O! gotowanie nie będzie długie! suchary i mięso solone.
— I kawy ile kto zechce — dodał doktór. Pozwalam ci pożyczyć trochę ognia z mego piecyka, jest go dosyć, a tym sposobem niema obawy pożaru.
— W istocie, byłaby to rzecz okropna. Nad głowami mamy jakby beczkę prochu.
— Niekoniecznie, — odpowiedział Fergusson; — ale gdyby się gaz zapalił, spłonąłby zwolna, a my spuścilibyśmy się na ziemię, co nie byłoby rzeczą przyjemną. Ale nie obawiaj się, nasz balon jest szczelnie zamknięty.
— A więc jédzmy, — rzekł Kennedy.
— Tymczasem, panowie, pomagając wam w konsumowaniu, postaram się przygotować dobrą kawę.
— W istocie — wtrącił doktór — Joe między innemi przymiotami ma znakamity talent gotowania tego wybornego napoju, który robi z różnych ingredjencyj tajemniczych.
— Proszę pana, jesteśmy w obłokach, więc mogę panom wykryć moją tajemnicę. Moja kawa jest poprostu mięszaniną, w równych ilościach użytych trzech gatunków kawy: arabskiej moki, kawy z wyspy Burbon i kawy z wysp południowo-amerykańskich.
W kilka minut potem dymiły się trzy filiżanki kawy, któremi biesiadnicy w wesołym humorze za-