Strona:Juliusz Verne - Pięciotygodniowa podróż balonem nad Afryką.djvu/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nikt mu nie odpowiedział, Doktór obserwował zmiany barometryczne i notował różne szczegóły wzlotu. Kennedy patrzał i nie mógł się napatrzyć.
Promienie słońca przyszły w pomoc piecykowi, powiększyła się sprężystość powietrza. Wiktorja wzniosła się do wysokości 2,500 stóp.
Resolute wyglądał jak łódka rybacka, a brzegi Afryki kreśliły się wyraźnym pasem pienistym.
— Nikt z panów nie mówi? — rzekł Joe.
— Patrzymy, — odpowiedział doktór zwracając lunetę ku lądowi.
— Ja muszę gadać!
— Ile ci się spodoba, mój chłopcze.
I Joe począł wykrzykiwać: — Ach! och! cudownie! dalibóg!
Przebywając morze, doktór uznał za stosowne utrzymywać się w równej wysokości; mógł bowiem obejrzeć większą przestrzeń brzegów. Termometr i barometr zawieszone wewnątrz otwartego namiotu, miał ciągle na oku; drugi barometr umieszczony zewnątrz, miał służyć do obserwacyj nocnych.
Po dwóch godzinach Wiktoria pędząc z szybkością więcej niż ośmiu mil na godzinę, zbliżyła się ku brzegom. Doktór postanowił zbliżyć się ku ziemi; złagodził płomień piecyka i wkrótce balon spuścił się na 300 stóp od ziemi.
Znajdował się ponad Mrimą, któreto nazwisko dają tej części wschodnich wybrzeży afrykańskich.