Strona:Juliusz Verne - Pięciotygodniowa podróż balonem nad Afryką.djvu/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Na świętego Patrycego! — zawołał Kennedy, — klnę się....
— Nie klnij, przyjacielu Dicku; jesteś zmierzony, zważony wraz z prochem, kulami i strzelbami; więc niema o czem mówić.
Jakoż od tego dnia aż do przyjazdu do Zanzibar, Dick nie otworzył gęby i milczał jak ryba.
Parowiec Resolute szybko płynął ku Przylądkowi Dobrej Nadziei; 30-go marca, we dwadzieścia siedm dni po odjeździe z Londynu, ujrzano na widnokręgu górę Stołu, a u stóp amfiteatru pagórków ukazało się miasto Przylądka i wkrótce Resolute zarzucił kotwicę w porcie. Kapitan zatrzymał się na jeden dzień dla zabrania węgla i nazajutrz okręt popłynął ku południowi, okrążył południowy koniec Afryki i wpłynął do kanału Mozambickiego.
Joe nie pierwszą odbywał podróż morską. Wkrótce rozgościł się na pokładzie jak u siebie; każdy go lubił za otwartość i humor wesoły. Znaczna część sławy jego pana spadała na niego. Słuchano go jak wyroczni, i jeśli się mylił, to nie więcej jak inni wieszcze.
I kiedy doktór wykładał kurs jeografji w gronie oficerów, Joe królował na przodzie okrętu, i na swój sposób opowiadał historię — w czem zresztą wyprzedzili go najwięksi historycy wszystkich czasów.
Naturalnie najwięcej mówiono o podróży powietrznej. Kilku niedowiarków wystawiło na ciężką próbę