Strona:Juliusz Verne - Na około Księżyca.djvu/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Będziemy czuwali nad tobą — rzekł Ardan — odpowiadamy za twe życie.
Podał wodę skaleczonemu zwierzęciu, które piło ją chciwie.
Załatwiwszy się z pieskami, podróżnicy zajęli się znowu obserwowaniem ziemi, i księżyca. Objętość ziemi była jeszcze bardzo dużą w stosunku do wielkości księżyca, którego kształt coraz wyraźniej rysował się, jako dokładna kula.
— Wielka szkoda, — rzekł Ardan — żeśmy nie odjechali podczas pełni ziemi, to jest w chwili gdy kula ziemska znajdowała się naprzeciwko słońca.
— Dlaczego? — zapytał Nicholl.
— Moglibyśmy wówczas pod nową postacią obserwować lądy i morza: lądy jaśniejące pod blaskiem słoneczmych promieni, morza bardziej ponure i martwe, niż je przedstawiają na niektórych mapach geograficznych. Pragnąłbym bardzo zobaczyć te bieguny ziemi, których dotąd żaden człowiek nie widział.
— Byłoby to ciekawe, — odpowiedział Barbicane — ale, gdyby ziemia była w pełni, księżyc byłby na nowiu, czyli stałby się niewidzialny, nawet pośród promieni słonecznych. A przyznacie, że lepiej dla nas, iż widzimy cel naszej podróży, niż punkt, któryśmy opuścili.