Strona:Juliusz Verne-Zima pośród lodów.djvu/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z trzecim niedźwiedziem. Vasling patrzył na stronę i nie widział zbliżającego się zwierza. Gdy podniósł oczy, ujrzał tę straszliwą bestyą, jak ciężkiemi kroki zmierzała ku przedniemu masztowi, przy którym stał Ludwik. Widząc to, porucznik opuścił strzelbę, która miała zadać śmiertelny cios zwierzęciu, i z okrzykiem radości oczekiwał walki niedźwiedzia z śmiertelnym swoim wrogiem.
— Ach... — zawołał — teraz mi zapłacisz za wszystko!
Ludwik, widząc na co się zanosi, jednym zręcznym skokiem znalazł się na przednim reju. Niedźwiedź kroczył wciąż ku niemu i znajdował się już tylko w odległości sześciu stóp. Wówczas Ludwik wymierzył prosto w serce zwierzęcia, co widząc, Vasling podniósł swoję strzelbę, aby zadać cios śmiertelny przeciwnikowi wrazie, jeżeli niedźwiedź padnie bez życia.
Ludwik Cornbutte wypalił, ale niedźwiedź widocznie nie dostał postrzału, bo jednocześnie rzucił się ku rejowi, który zatrzeszczał pod ciężarem olbrzymiego cielska.
Vasling wydał okrzyk radości.
— Herming — zawołał do Norwegczyka — przyprowadź tu Maryą, moję narzeczoną!