Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed. Seyfarth i Czajkowski) T.2.djvu/257

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nab, Pencroff i Harbert pobiegli natychmiast ku lasowi... lecz powrócili sami.
— Trzeba mu dać czynić co zechce! — rzekł Cyrus Smith.
— On już nie wróci nigdy... — zawołał Pencroff.
— Powróci — odparł inżynier.
I odtąd wiele dni upłynęło; lecz Cyrus Smith — byłże to rodzaj przeczucia? trwał niezachwianie w przekonaniu, że nieszczęsny prędzej lub później powróci.
— To ostatni bunt tej nieokrzesanej natury, którą wyrzuty sumienia napadły; ponowna samotność, przejęłaby go strachem i przerażeniem, mawiał inżynier.
Tymczasem rozmaitego rodzaju prace szły dawnym trybem, tak na Wielkiej Terasie, jak i w oborze, gdzie Cyrus Smith zamierzał wystawić folwark. Rozumie się, że nasiona zebrane przez Harberta na wyspie Tabor, zostały troskliwie zasadzone. Terasa tworzyła już obszerny ogród, porządnie odgraniczony, porządnie utrzymywany, który osadnikom nie pozwolił nigdy siedzieć z założonemi rękoma. Zawsze nastręczał podostatkiem roboty. W miarę jak wzrastała ilość roślin warzywnych, trzeba było rozszerzać zwykłe grządki, które powoli przemieniały się w łany, i w inne miejsca przenosić łąki. Ale nie brakowało paszy i w innych stronach wyspy, i onagasy nie potrzebowały się obawiać, aby im ograniczono paszę do skąpych porcyj. Zresztą właściwiej było przemienić całą Wielką Terasę na