Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed. Seyfarth i Czajkowski) T.2.djvu/254

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Bez wątpienia... a jednak, dokument ten, zdaje się świeżo dopiero napisanym!...
— Zresztą, jak tu przypuścić, ażeby butelka zawierająca ów dokument, kilka lat płynęła z wyspy Tabor do wyspy Lincolna?
— Zupełnie niemożliwem to nie jest, odparł korespondent. Czyż nie mogła już oddawna krążyć w pobliżu wyspy?
— Nie, odparł Pencroff, bo pływała po morzu. Nie podobna nawet przypuszczać, ażeby zostając przez dłuższy lub krótszy czas u brzegu, mogła być powtórnie uniesioną przez morze, całe bowiem wybrzeże południowe najeżone jest skałami, o które byłaby się roztrzaskała niechybnie!
— Tak, w samej rzeczy — odparł Cyrus Smith pogrążony w ciągłem zamyśleniu.
— Oprócz tego — dodał marynarz — gdyby dokument ten już był kilka lat temu napisany, gdyby już kilka lat był zamknięty w butelce, byłby był zbutwiał od wilgoci. A przecież nie był zbutwiałym bynajmniej, owszem znajdował się w zupełnie dobrym stanie.
Uwagi marynarza były zupełnie słuszne, było w tem coś niedocieczonego, dokument bowiem zdawał się świeżo napisanym, gdy go osadnicy znaleźli w butelce. Co więcej określał on położenie wyspy Tabor pod względem długości i szerokości geograficznej z dokładnością, świadczącą o dość rozległych wiadomościach hydrograficznych autora, jakich prosty marynarz posiadać nie mógł.