Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed. Seyfarth i Czajkowski) T.2.djvu/200

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wypływającego do wyspy Tabor, ponieważ nic nas do tego nie zmusza.
— Dobrze jest znać swoich sąsiadów, — odparł Pencroff, zacięty na punkcie swego pomysłu. — Wyspa Tabor to nasza sąsiadka, — jedyna! Sama grzeczność wymaga, ażeby ją przynajmniej odwidzić!
— Do djabła — odezwał się Gedeon Spilett — nasz przyjaciel Pencroff stoi jak mur przy ceremonjale.
— Ja przy niczem nie stoję, jak mur — odciął się marynarz, którego opozycja inżyniera nieco drażniła, a nie chciał mu jednak wyrządzić jakiejkolwiek przykrości.
— Pomyśl, Pencroffie, — odrzekł Cyrus Smith, że sam nie możesz udać się do wyspy Tabor.
— Jeden towarzysz mi wystarczy.
— Zgoda, odparł inżynier. Ryzykujesz więc dwóch osadników wypy Lincolna na pięciu?
— Na sześciu! — odrzekł marynarz. Zapominasz pan o Jowie.
— Na siedmiu! — dodał Nab. Top tyle wart co i kto inny!
— Nie masz w tem żadnego ryzyko — panie Cyrusie — podjął znowu Pencroff.
— Być może, Pencroffie; ja jednak powtarzam, że byłoby to narażaniem się, bez konieczności!
Uparty marynarz nie odpowiedział nic na to i pozwolił upaść rozmowie z mocnem postanowieniem podjęcia jej na nowo. Ani myślał jednak, że przyjdzie mu wnet na pomoc wypa-