Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed. Seyfarth i Czajkowski) T.2.djvu/153

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ten raz — zawołał marynarz — z zachowaniem jednakże małego zapasu.
— Słusznie, Pencroffie — a jeżeli przyszły zbiór przyniesie podobną proporcję, co dzisiejszy, będziemy mieli cztery tysiące miar.
— I będzie chlebek?
— Będzie.
— Ależ musimy wybudować młyn!
— Wybudujemy młyn.
Trzeci tedy zagon pod zboże wybrano bez porównania obszerniejszy od dwóch pierwszych, i ziemia przygotowana jak najstaranniej, przyjęła drogocenne nasienie. Co uskuteczniwszy, powrócił Pencroff do rozpoczętego dzieła.
Przez ten czas Gedeon Spilett i Harbert polowali w okolicach i zapędzili się dosyć głęboko w nieznane części boru Zachodniej Ręki, z bronią nabitą kulami, na przypadek nieprzyjemnego jakiego spotkania. Przed nimi rozwijała się nierozwikłana gęstwa drzew wspaniałych i ciasno skupionych, jak gdyby im brakło przestrzeni. Zbadanie tych mas drzewnych było nader trudnem i korespondent nie ważył się nigdy w nie zapuszczać, bez bussoli w kieszeni; słońce bowiem zaledwo przebijało się przez natłoczone gałęzie i byłoby trudno znaleźć wprost drogę.
Rzecz prosta, że zwierzyna była rzadszą w tych miejscach, kędy brakłoby jej było swobody ruchu. Troje jednakże trawożernych większego gatunku, ubili nasi myśliwcy w tej drugiej połowie kwietnia. Były to koulas’y, których próbkę napotkali już dawniej osadnicy na pół-