Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed. Seyfarth i Czajkowski) T.1.djvu/315

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

życy, tak strasznej, jaka być mogła kiedykolwiek gdzieś w okolicach polarnych, ani Cyrus Smith, ani jego towarzysze, nie mogli, pomimo najgorętszej chęci, wyjść na zewnątrz i pozostali w zamknięciu przez pięć dni, od 20 do 25 sierpnia. Słychać było burzę szalejącą w lesie jakamarowym, gdzie musiała wiele zrządzić szkody. Mnóstwo drzew niezawodnie wyrwało z korzeniem, ale Pencroff pocieszał się myślą, że to oszczędza trudu zrębywania.
— Wicher robi się drwalem — nie przeszkadzajmy mu — powtarzał.
Zresztą nie było żadnego środka przeszkodzenia mu.
Jakież składali naówczas dzięki niebu, mieszkańcy Granitowego Pałacu, za obdarowanie ich tem doskonałem i niewzruszonem schronieniem! Cyrusowi Smith dostawała się, jak łatwo pojąć, zasłużona cząstka w tych podziękowaniach — ale, koniec końców, natura to wyżłobiła tę jaskinię, i jemu zawdzięczać można było tylko jej odkrycie. Tutaj wszyscy byli bezpieczni i ciosy burzy nie mogły ich dosięgnąć. Gdyby byli zbudowali na Wielkiej Tarasie dom z cegieł i drzewa, niewątpliwie nie byłby się oparł teraz wściekłości huraganu. Co zaś do „Dymników,“ dosyć było przysłuchać się grzmotowi rozlegającemu się niezmierną siłą od ich strony, ażeby pojąć, że w tej chwili musiały być zupełnie niemieszkalne, ponieważ morze, przewaliwszy się przez wysepkę, wściekle o nie uderzało. Tymczasem tutaj, w Pałacu Granitowym, w pośród tych ścian, których napocząć